- Diana! Idź do swojego domu i poszukaj pieniądze a ja będę pilnowała żeby nikt nie wszedł do domu w ogródku, ok? A przy okazji poszukam tam naprawdę pieniędzy jak są zakopane?
- Marti nie wymyślaj bzdur. I tak ten plan był głupi. No to ok. Ty stój przy drzwiach domu i zagadaj tatę a ja... no wiesz co.- Marti to okropna gaduła i szybko udało jej się zagadać tatę. Rozmawiali o ogrodach, rzekach, lasach i...mamie. Marti chciała się coś o tym w końcu dowiedzieć bo jej przyjaciółka Diana tylko płakała i płakała a ona co może poradzić jak nic o niej nie wie. W tym czasie Diana próbowała wejść przez okno. Nie wiedziała gdzie stawiać nogi, co robić, co trzymać? Nagle udało się dosięgnąć parapetu. Z trudem wspięła się. Okno było otwarte. Pamięta jak tacie przykleił się naleśnik do sufitu i niosąc drabinę z kieszeni wypadł mu portfel. Poszła na górę do kuchni.
Juuuupi znalazłam!- Krzyknęła Diana. To był błąd. Jej głośny krzyk zaniepokoił tatę.
-Dlaczego moja córka krzyczy? Co się dzieję? Martis powiedz!-Szybko pytał tata a na dodatek gwałtownie.
-Eeeee no to po 1 mam ksywkę Marti ni Martis ale może być. Nawet lepsza. A po 2 wydawało ci się na pewno.
-Hmmm może, ale idę sprawdzić.
-Nie! Znaczy... słyszał pan taki żart? To było tak: chodziły 2 mrówki po pustyni. Jedna pyta się: masz coś do picia? A druga: Tak. Oranżadę w proszku! Ha ha ha! Dlaczego pan się nie śmieję?- Zapytała tak zwana Martis
- Bo moja córka wzywa pomocy!
-Nie prawda!- W czasie tej kłótni Diana próbowała wyjść. Wepchnęła pieniądze do kieszeni i wyszła mając taki sam problem jak przy wchodzeniu. Udało się wreszcie! Schowała się za krzakiem zaczęła pokazywać po języki migowym żeby Martyna już wracała.
Do widzenia muszę już iść. To pilne!- Odrzekła Marti i pobiegła w stronę Diany.
- i co masz pieniądze?
-Tak Marti ale źle się czuję kradnąc. Nigdy tego nie robiłam.
-Daj spokój idziemy na przystanek! Jedziemy do sklepu!
-Co? Do sklepu? Nie mówiłaś mi o tym! Myślałam że...
- Diana nic nie mów. Jedziemy!
-Ehee tylko jeszcze coś zrobię.- Diana do drzwi przylepiła kartkę z napisem TATUSIU JADĘ Z MARTYNĄ DO SKLEPU. WRÓCĘ ZA 1 GODZINĘ I 15 SEKUND. JAK COŚ TO DZWOŃ.
DIANA
Dziewczyny poszły na przystanek.
-Ooo za wcześnie! No nie! Będziemy czekać gdzieś 2 godziny!- Powiedziała Marti czytając takie coś gdzie piszę kiedy przyjadą autobusy.
- 2 godziny? O nie obiecałam tacie wrócić wcześniej! To koniec!- Diana było blisko płaczu. Zawsze była taką grzeczną dziewczynką i nawet nigdy nie spóźniła się na lekcje! Nagle jej smutek przerwał głos Marti
- Aaa pomyliłam się był tu 5 sekund temu . Tak tu piszę. Dziewczyny ocknęły się i błyskawiecznie spojrzeli się do tyłu. Przed nimi stał śliczny, wysoki autobus o kolorze szarym. Po śmierci mamy to ulubiony kolor Diany.
-Wchodzimy to nasz autobus!- krzyknęły dziewczyny i właśnie zbliżały się w jego kierunku gdy autobus odjechał w ułamku sekundy.
-No nie! Teraz to już koniec!- Diana byłą załamana.
-Ja wiem co jest najlepszym lekarstwem na smutki Diany! Idziemy do... LODZIARNI! To twoje ulubione miejsce.
-Taaak a potem coś wymyślimy- lodziarnia byłą nie daleko. kupili sobie lody a przy okazji Marti powiedziała że nie chcę się tak nazywać. Woli Martis. I tak zostało. Martis do wspaniałą ksywka!
Diana zamówiła sobie średnią porcje lodów z posypką taką kolorową. Za to Martis zamówiła sobie dużą porcje vaniliowych. i 2 zł poszło w świat. Po lodach znowu poszli na przystanek.
-Do autobusu jeszcze daleko- powiedziała szczerze Martis chociaż wiedziała że zrobi to Dianie przykrość.
Nagle jakiś pan w czarnym mercedesie zatrzymał się. Zdjął okulary otworzył szybę i zapytał:
- Dzień dobry laleczki. Podwieźć was gdzieś? Na początku były pełne wątpienia ale nie mogły wytrzymać.
Diana zaczęła udawać głupią milutką dziewczynę.
Tak dziękuje. Ojej jaki śliczny samochód!- Dziewczyny wsiadły do samochodu. Najpierw młody pan kusił żeby Diana usiadła z przodu, ale Diana woli siedzieć koło swojej najlepszej przyjaciółki Martis. Nagle pan w połowie drogi zatrzymał się.
-Dziewczyny wychodźcie! Szybko!
- Czemu? To nie jest butik! Krzyknęła Martis.
Ale to taki inny sklep powiedział pan z uśmiechem i wciągnął je do drewnianego domku w głębi lasu. Zrobił to siłą bo dziewczyny przeczuwały jego plan! Martis płakała, Diana też. Dotarli do domku drewnianego domku. Pan Martis związał ręce a Dianę schował w jakimś oddzielnym pokoju
super! nie ,mogę się doczekać 3 części!
OdpowiedzUsuń