piątek, 24 września 2010

Rozdział 4 przechlapane

Martis zawieziono do szpitala. Zemdlała i Diana nic nie mogła jej powiedzieć.
- Jedziemy do domu!- Krzyknął tata
- Chcę poczekać aż Martis się obudzi- Odpowiedziała drżącym głosem Diana. Bała się że Martis może umrzeć! 
- Przykro mi ale jedziemy. Musisz mi coś wytłumaczyć.- Gdy dotarli do domu tata zadawał Dianie pytania. Zapłakana dziewczyna tłumaczyła się.
-Dlaczego uciekłaś do sklepu bez mojego pozwolenia i ukradłaś pieniądze?
- Eee to Martis mnie namówiła:(
- Nie zwalaj na tą grzeczną dziewczynę!
- To prawda! To ona! Wybacz!- I poszła do pokoju. Zamknęła drzwi i płakała godzinami. 
- Mamusiu ty mi wierzysz, prawda?- Diana stała się samotna. Martis w szpitalu, mama w niebie, a tata to się nie liczy. Co zrobić? W tym samym czasie u Martis: Przebudziła się. Nadal dziwnie się czuła i wszystko ją bolało ale odezwała się: 
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem?
- W szpitalu- Odezwał się głos jakiegoś chłopaka. Był młody chyba 15 lat. 
- Co robisz tutaj? Kim jesteś?
- Synem tej kasjerki. Powiedziała żebym sprawdził co u Ciebie za Dianę. Ma karę. Nie może wychodzić z domu.
- To jak będzie mnie odwiedzała? To koniec?
- Spoko. Ma komórkę przecież. Zadzwoń- Martis sięgnęła po telefon obok który stał na półce. Klik, klik dzwoni.
- Cześć tu Martis. Jesteś?
- Tak jestem.- Rzekła Diana ocierając łzy.
- Przepraszam to moja wina. Prze ze mnie dostałaś ochrzan od taty i Cię porwali.
- Daj spokój. Przecież Ciebie też porwano i leżysz teraz w szpitalu. Poproszę tatę może zgodzi się do ciebie przyjść.



1 komentarz: